12 marca 2011

Urodziny mojego Taty...

To dziś. Ukończyłby 73 lata, gdyby żył.
Dokładnie 4 lata temu w dzień swoich urodzin dowiedział się o chorobie, która Go zabiła.
Mój Tato był wciąż sprawny i właściwie na zdrowie nie narzekał. Nie tak dawno ogranie go w badmintona było wyzwaniem ponad siły wielu dużo młodszych ludzi. Jeśli ktoś zdaje sobie sprawę jak wygląda "prawdziwy" badminton, nie ten plażowy, to wie dobrze ile wymaga szybkości refleksu i wydolności. Mój Tato grał jak dwudziestolatek, tyle że rozumniej...

Dowiedział się wówczas (4 lata temu), że morderca dostał się do organizmu przez oko. Zlekceważony przez jakąś niedouczoną okulistkę, urósł na tyle by rozprzestrzenić się, zanim na niego zareagowaliśmy.
Wszyscy pamiętają mojego Tatę po wspaniałych, niepowtarzalnych, niebieskich oczach, które odziedziczyłem po nim i moja cudowna córeczka również. Niestety jasne oczy to okazuje się też przekleństwo. Czerniak potrafi się w nich rozwinąć. Tato niestety praktycznie nigdy nie nosił okularów przeciwsłonecznych, ułatwiając wniknięcie wroga...
Dla nas to była nowa, bardzo bolesna nauka. Jak to jest możliwe, że ludzie nawet nie wiedzą co im grozi? Dlaczego nigdzie, nikt nie ostrzega jasnookich, jak duże ryzyko im grozi? Dlaczego gdy mówię o czerniaku gałki ocznej, to praktycznie każdy slyszy o tym pierwszy raz?! Być może gdybyśmy byli świadomi, to Tato by dziś z nami świętował kolejną swoją rocznicę ciesząc się wspaniałymi wnukami? Rocznicę, która dała mi imię... Jakże smutno mieć teraz imieniny...

Przerzuty pokazały się rok później. Dziś już wiemy, że to był sygnał końca. My wciąż mieliśmy nadzieję. Dotarliśmy do wszystkich najlepszych lekarzy i klinik, wszystkich możliwych badań. Tato walczył na różne sposoby, spędzał czas na stołach operacyjnych i w urządzeniach do badań, jednak na próżno.
Zeszłego lata, mój Tato już wiedział. Żegnał się z każdym miejscem, które odwiedzał, któremu poświęcił czas i życie. Widzieliśmy to, lecz nie chcieliśmy się z tym pogodzić. Niestety ostatnie święta Bożego Narodzenia były dla Niego ostatnią okazją by wyjść z domu, odwiedzić swoje dzieci...
Tato czuł... Za każdym razem gdy tulił moją córeczkę, swoją wnuczkę widziałem, że się smuci, że nie będzie świadkiem jej dorastania... Widać to też na zdjęciu, które umieściłem wcześniej.
Gdy lekarz powiedział nam, że to już, że to ostatnie dni - nie mogliśmy uwierzyć. Myśleliśmy, że to osłabienie po chemii, po radioterapii i że zaraz Tato wstanie z łóżka. Ale nie, czerniak był wszędzie. Co więcej nawet się już nie krył, widać go było przez skórę, on już nam zabrał Tatę i Dziadka...

Tato umarł gdy wszyscy byliśmy przy nim. Do ostatniej chwili nie wierzyłem że to już. Zaczął umierać przy mnie... Z ostatnim tchnieniem czekał na moją siostrę. Trzymałem Go za ręce i najbardziej mnie boli, że nie wiem co mogłem zrobić by było Mu lepiej, czy zrobiłem wszystko... Ludzie żałują, że bliscy umierają bez nich, ja jednak wiem że im jest lżej. Wiem że to wspaniałe być przy Ojcu ale to najgorsze co w życiu przeżyłem i co wciąż przeżywam...

Mój Tato, wszystko co robił w życiu robił z przekonaniem, że czyni dobrze. Nie posuwał się nigdy do tanich chwytów, cwaniactwa i pójścia na łatwiznę. Często kosztowało go to bardzo wiele, jednak wszystko przetrawiał sam. Chyba nie spotkałem w życiu uczciwszego człowieka. Choć ojcem był surowym i wiele rzeczy mógł zrobić lepiej, to dzieciom przekazał wszystko co umiał, albo co wiedział że dać powinien byśmy mieli szansę zostać kimś. Sam fakt, że dziś strasznie mi Go brakuje, jego porady, złośliwości czy żartu, a ja jestem dumny z tego kim jestem, świadczy że był najlepszym ojcem na świecie.

Chciałbym tutaj podziękować wszystkim, którzy tak licznie żegnali Go na mszy i pogrzebie. Podziękować za słowa otuchy i współczucia. Wiem, że wielu z Was to zaskoczyło (tak jak nas niestety), jak szybko Tato zwiądł i zgasł, bo On nie potrafił się podzielić swoimi uczuciami, nie potrafił Wam powiedzieć przez telefon, gdy do Niego dzwoniliście, że On już wie... Z nami też nie potrafił się pożegnać...
Pamiętajcie Go. Pamiętajcie go jako zdrowego i silnego sportowca, pełnego werwy i emocji, a nie jako umęczone ciało chorego człowieka.

Tak całkiem niedawno, będąc w innym kraju, myślałem co kupić Tacie na urodziny... Dziś niestety pozostaje świeczka i modlitwa, i na pewno jest to prezent, który nie sprawia satysfakcji dającemu.
Tato kocham Cię, gdziekolwiek jesteś to miłość to jest mój prezent...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz